Pan Łukasz 5 lat temu pracował w jednym z zakładów produkcyjnych w Wałczu. Zrządzeniem losu jedna z maszyn zmiażdżyła mężczyźnie nogę: urządzenie nie miało wymaganych zabezpieczeń. Gdyby nie niewiarygodna przytomność umysłu poszkodowanego, straciłby w wypadku nie nogę, a życie. Teraz pan Łukasz, niegdyś najlepszy pracownik, ledwo wiąże koniec z końcem.

Wyrzucony na bruk bez żadnego odszkodowania

Dzisiaj pan Łukasz ma 34 lata. Kiedy pracował w fabryce węgla drzewnego w Wałczu, był uznawany za jednego z najlepszych pracowników. Nie brał zwolnień, nie narzekał, zawsze można było na niego liczyć. Co dzisiaj z tego ma? Nic. Pracuje w zakładzie pracy chronionej i jako osoba z niepełnosprawnością nie ma wielu szans na rozwój zawodowy. Nie ma jak zarobić porządnych pieniędzy na życie.

Tymczasem poprzedni pracodawca w żaden sposób nie poniósł konsekwencji. A przecież brak zabezpieczeń w tak potężnych maszynach to poważne złamanie przepisów BHP. Co ciekawe, przedsiębiorstwo otrzymało nawet prawomocny wyrok sądu, ale jak dotąd zupełnie się do niego nie ustosunkowało. Kto bogatemu zabroni?

Proteza ze zbiórki i życie w niepewności

Panu Łukaszowi pomogli ludzie, którzy wpłacili pieniądze na zbiórkę. Proteza nie jest najlepszej jakości, ale jakoś umożliwia codzienne schodzenie z 4 piętra. W bloku, w którym mieszka 34-latek, nie ma windy. Co najgorsze, kiedy umrze matka pana Łukasza, ten straci również miejsce do życia, ponieważ mieszkanie jest służbowe.

Pokrzywdzony mężczyzna nie ustaje w walce o swoje prawa. Wraz z matką walczy o należne mu odszkodowanie i rentę. To smutne, że osoby z niepełnosprawnościami są spychane w Polsce na margines. Gdyby nie niezależne fundacje i matka 34-latka, mężczyzna żyłby w skrajnej nędzy.

Mamy nadzieję, że pan Łukasz odmieni swój los, a nieodpowiedzialna firma zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. Ta smutna historia pokazuje, jak niewiele liczy się człowiek, zwłaszcza wśród dobrze zarabiających biznesmenów.